Tak jak nienawidziłam w gimnazjum wstawać w poniedziałek rano by zapieprzać do tej głupiej szkoły by znosić tych głupich ludzi i jeszcze głupszych nauczycieli, nosząc na plecach głupi ciężki plecak; tak bardzo teraz pięknie mi się wstaje i idzie to szkoły, w której mam przyjaciół, w której wiem, że beze mnie nie byłoby tak samo, do nauczycieli, którzy są wyluzowani i wyrozumiali, do ludzi, z którymi się śmieję częściej niż płaczę w domu.
Na biologii stwierdziłam, że będę zdawała maturę z geografii, biologii i chemii, a nie z fizyki, ja, mat-fiz.
Na matmie robiliśmy zadania, byłam przy tablicy, przyszła moja mama po przerwie.
Na geografii mieliśmy zadanie domowe, potrzebuję podręcznik. tak bardzo yeah.
Na wosie nie robiliśmy nic, chyba. ;O
Na polskim gadaliśmy, czytaliśmy, i ja, siedząc z jednej strony sali "porozumiewałam" się z Konradem, siedzącym z drugiej strony sali.
Na chemii było podobnie, mam przeczucie, że następną prezentacja będziemy robić razem, z Julią, Kingą, Konradem, Anią, Natalią i Pauliną.. yay.
Teraz siedzę w domu i jestem zła na siebie i na Pawła. Za co? Przez niego znowu obgryzam paznokcie. :F
Czekam na mamę aż wróci z pracy i powie, co mój kochany pan wychowawca powiedział jej na mój temat. Już się boję. 0.0
Gadam z nim, śmieję się z nim. :D jest progress.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz